Archiwum sierpień 2010, strona 1


sie 11 2010 smutno i refleksyjnie
Komentarze: 0

Przy okazji śmierci jednego z członków rodziny koleżanki po raz kolejny połakałam sie na samą myśl o możliwości utraty najbliższych. I dziwnie to wyglądało, bo siedząc przy trumnie człowieka, którego widziałam pierwszy raz w życiu (w trumnie właśnie, w kaplicy pogrzebowej) łzy leciały mi po policzkach. Tak mam... bo jak tak siedzę i myślę, to mi zaraz przychodzą do głowy różne dziwne obrazy i mozliwości. A gdyby tak to moja mama, albo córka, albo mąż... wiem dziś na 100% że nie jestem i nigdy nie będę na takie rozstanie gotowa i że bez wspomagaczy uspakajaczy nie dam sobie z czymś takim rady. Bo to jedyne co jest nieuchronne, niezmienne i nieodwołalne. Nie da się w żaden sposób tego już zmienić. Wstrząsnął mną na kilka dni ostatnio wypadek rodziny z mojej okolicy. Zginął ojciec i 2-letnia córeczka. Matka i 6-letni syn przeżyli. Jak dalej żyć, bo takiej traumie? Obawiam się, że nie wyszłabym "cało psychicznie" po czymś takim...

A już abstrahując od smutasów... jest jedna jaskółeczka, wiadomość tchnąca optymizmem. Prawnik z Gliwic pozywa Kancelarię Prezydenta za to, że nie usuneli krzyża. Pewnie sprawa przegrana jest już na wstępie ze względu na, jak to ładnie ujmują konstytucjonaliśc, niejasności przepisów prawa konstytucyjnego czy jak to tam zwą, ALE... faktem jest, że są jednak w tym dziwnym kraju normalnie myślący ludzie, zdrowi psychicznie i pragnący uwolnienia od oszołomów i fanatyków.  

sie 10 2010 niekonsekwencje w diecie, zakupy i nałogi...
Komentarze: 1

Kolejny przykład niekonsekwencji. Dieta Dukana poooooszła w cholerę. Niby próbuję jeszcze ostatkami ciągnąć, ale... łamę się niestety. Nie dam rady bez węglowodanów! Pieczywa nie trącam, ale cała reszta...

Będzie o nałogach. Bo mam. Każdy jakieś ma. I wcale nie trzeba chodzić non stop z papierosem w ustach żeby przykleić sobie etykietkę: nałogowiec. Ja mam kilka... po pierwsze internet. Uzależniona jestem okrutnie. Piszę ogólnie, bo to już nie chodzi o fejbukowe gry, co wciagnęły za bardzo, ale ogólnie. Jak nie "przelecę" wszystkich stron z "ulubionych" przynajmniej 2 razy dziennie, to jestem chora. Fora przejrzę sobie, kulinarne blogi obejrzę, żeby oczy nacieszyć. Wiadomosci obowiązkowo na serwisach informacyjnych, żeby ciśnienie podnieść (bo biologicznie mam za niskie). Ulubione blogi, żeby zobaczyć co u wirtualnych (lub nie) znajomych słychać. Pocztę sprawdzić czy coś oprócz spamu jest ciekawego. Jestem uzależniona i się do tego przyznaję. Nałóg nr 2 to słodkie. Nie piszę słodycze, bo generalnie musi być słodkie. Może być miód, mogą być słodkie owoce, ma być słodkie. Jak nie zjem to się trzęsę (dosłownie). Nałóg nr 3 - gadulstwo. Najgorszą karą dla mnie byłaby kara milczenia przez kilka dni. Nie potrafię. Muszę wszystko omówić, przegadać, żeby nabrało realnych kształtów. Choć znam takich co gadają więcej niż ja... no to wcale nie jest ze mną aż tak źle. Na odwyk się nie kwalifikuję. Telewizja mnie jeszcze uzależnia... jak wpadnę w ciąg filmowy to ciężko mi wyjść z niego o własnych siłach. Coby tu jeszcze... od telefonu uzależniona jestem okropnie, ale to chyba powiązane z nałogiem gadania. Fakt jest taki, że jak wyjde gdzieś i zapomnę telefonu, to czuję się jakbym wyszła nago. Dwa lata temu spędzałam urlop daaaaleko stąd. Telefon nie działał, bo opłaty roamingowe w tym kraju to rozbój w biały dzień. Przeżyłam 3 tygodnie, ale czułam się bardzo nieswojo. Z ulgą już po wylądowaniu włączyłam się do sieci.  Więcej grzechów nie pamiętam... poprawy nie obiecuję...

sie 09 2010 popieprzony kraj...
Komentarze: 3

Wstyd mi... wstyd, że tu mieszkam. I co z tego, że prezydent się zmienił, skoro nadal nie mogę się uwolnić od tej karłowatości?! Wszędzie na mnie czyha. Aż się boję lodówkę otworzyć, bo może ktoś mi wyskoczy i wykrzyczy mi w twarz, że źle wybrałam prezydenta, że przysięga nie ważna, że prezydentura jest efektem katastrofy... ech... Prezes wyciagnął z kontekstu zdanie prezydenta sprzed jakiegoś czasu. Coś takiego:"Niech raz prezydent poleci to się może to wszystko skończy". No i teraz człowiek coś takiego usłyszy i już spiskowa teoria dziejów żyje w wyobraźni. A B.Komorowski powiedział tak w kontekście rozmów o ambasadorach, których to ówczesny prezydent nie chciał powołać. I niechby raz poleciał do tych krajów, zobaczył jak to fajnie jak nikt nie przygotuje tej wizyty i wtedy to sie skończy, bo się okaże, że jednak ambasador potrzebny czasem jest... niby nic... ale panie spod krzyża na pewno do wytłumaczenia zdania wyrwanego z kontekstu nie dotrą i święcie będą wierzyć, że to ON przygotował to wszystko i ON zgotował Lechowi taki los...

Melisę trzeba zaczać pić... myślałam, że po porażce Pan Prezes schowa się gdzieś do mysiej dziury i wreszcie będzie miał czas na przeżycie żałoby po bliskich. Nic z tego! O naiwności!

Boję się jesieni. Boję się wyborów samorządowych, bo wiem co mnie czeka... jeśli zmieni się ekipa rządząca, bo znów trzeba będzie przechodzić przez wszystkie gówniane formalne spotkania, kurtuazyjne rozmowy o dupie Maryni... nie wiem czy to zniosę. Nie zapisywałam się na takie spektakle wybierając zawód. Od takich szopek chciałam być jak najdalej, a jednak mnie dopadło.

sie 06 2010 piątki są ok...
Komentarze: 0

Właściwie to mogłabym żyć tylko w piątki. Człowiek jakiś taki pełen nadziei i radości, prawda?

I prezydenta dziś już będziemy mieli nowego... tylko oczywiście te oszołomy z PISu muszą zademonstrować swoją karłowatą złość. Postanowili przyjść w żałobie. Prezes nie przyjdzie w ogóle. A fotografie jak stały w ławach poselskich tak stoją... dobrze, że przy każdej krzyża nie postawili! Ja w ogóle nie mam pojęcia jak w państwie prawa możliwe są takie kwiatki. Nie wiem jak można pozwolić grupce oszołomów pod pałacem prezydenckim robić cyrk. No bo te tańce wokól krzyża to nic innego jak cyrk! Nie mogę oglądać wiadomości. Muszę zrobić sobie urlop kilkudniowy od napływu głupoty.

A po wczorajszym dniu naszła mnie jeszcze taka refleksja: lekarze generalnie mają ogromną zdolność metamorfozy. Totalną przemianę przechodzą jak się wchodzi do nich "prywatnie" (czyt. z banknocikiem w dłoni). Mili są okrutnie, życzliwi, skłonni do wyjaśnień na poziomie uniwerysteckim. W przychodni, poradni, szpitalu, jak zwał tak zwał, na NFZ generalnie, lekarz natomiast jest niezwykle zajęty i nie ma czasu na jakieś durne wyjaśnienia i rozmowy z rodzicem chorego dziecka. I właśnie dlatego, żeby nie nadwyrężać mojego zdrowia psychicznego z bólem serca po raz kolejny płacę (bo przecież co miesciąc płacę tzw. składkę zdrowotną)...

sie 05 2010 koniec lata?
Komentarze: 2

Lato się kończy... na szczęście! Mi najchętniej pasowałaby jakaś taka pora roku pośrednia. Typowo kontynentalny klimat, jak się ostatnio uwidacznia w naszym pięknym kraju, czyli mroźna zima i gorące lato, na pewno mi nie służy. Zimą kicham i kaszlę przez 3 miesiące, a latem puchnę jak jakaś purchawka i chodzę wzdłuż ścian, bo w każdej chwili mogę stracić równowagę.

Wczoraj gdzieś w przelocie przemknęły mi fragmenty z obrad sejmu. Gorzej niż dzieci! Pyskówki i przepychanki. Kto komu lepiej dołoży, kto kogo zaskoczy epitetem... Żenujące nawet dla telewidza. O uczestnikach nie wspomnę...

Wieczór zaś minął mi na myśleniu o jedzeniu (to przede wszystkim) a po drugie o kobietach tak ogółem... jak to jest, że silna, wykształcona, nie głupia życiowo kobieta daje się poniżać i sterować facetowi? Jak to jest, że ma siłę w tym trwać, a nie ma siły pieprznąć talerzem w ścianę i krzyknąć: DOŚĆ! Ile może wytrzymać człowiek? Gdzie jest ta granica, że w końcu dochodzi do wniosku, że przecież ma dumę, honor i swoje "ja", o które trzeba walczyć? Czy właśnie z naginania tych granic nie biorą się potem nieszczęścia, depresje, załamania nerwowe, samobójstwa...? I wreszcie pytanie zasadnicze: czy obca osoba, czyli jakiś psycholog, terapeuta jest w stanie pomóc takiej kobiecie podjąć właściwe decyzje i być tych decyzji pewną? Czy jedynym wyjściem jest w tym trwać?