koniec lata?
Komentarze: 2
Lato się kończy... na szczęście! Mi najchętniej pasowałaby jakaś taka pora roku pośrednia. Typowo kontynentalny klimat, jak się ostatnio uwidacznia w naszym pięknym kraju, czyli mroźna zima i gorące lato, na pewno mi nie służy. Zimą kicham i kaszlę przez 3 miesiące, a latem puchnę jak jakaś purchawka i chodzę wzdłuż ścian, bo w każdej chwili mogę stracić równowagę.
Wczoraj gdzieś w przelocie przemknęły mi fragmenty z obrad sejmu. Gorzej niż dzieci! Pyskówki i przepychanki. Kto komu lepiej dołoży, kto kogo zaskoczy epitetem... Żenujące nawet dla telewidza. O uczestnikach nie wspomnę...
Wieczór zaś minął mi na myśleniu o jedzeniu (to przede wszystkim) a po drugie o kobietach tak ogółem... jak to jest, że silna, wykształcona, nie głupia życiowo kobieta daje się poniżać i sterować facetowi? Jak to jest, że ma siłę w tym trwać, a nie ma siły pieprznąć talerzem w ścianę i krzyknąć: DOŚĆ! Ile może wytrzymać człowiek? Gdzie jest ta granica, że w końcu dochodzi do wniosku, że przecież ma dumę, honor i swoje "ja", o które trzeba walczyć? Czy właśnie z naginania tych granic nie biorą się potem nieszczęścia, depresje, załamania nerwowe, samobójstwa...? I wreszcie pytanie zasadnicze: czy obca osoba, czyli jakiś psycholog, terapeuta jest w stanie pomóc takiej kobiecie podjąć właściwe decyzje i być tych decyzji pewną? Czy jedynym wyjściem jest w tym trwać?
Dodaj komentarz