Komentarze: 1
Kolejny przykład niekonsekwencji. Dieta Dukana poooooszła w cholerę. Niby próbuję jeszcze ostatkami ciągnąć, ale... łamę się niestety. Nie dam rady bez węglowodanów! Pieczywa nie trącam, ale cała reszta...
Będzie o nałogach. Bo mam. Każdy jakieś ma. I wcale nie trzeba chodzić non stop z papierosem w ustach żeby przykleić sobie etykietkę: nałogowiec. Ja mam kilka... po pierwsze internet. Uzależniona jestem okrutnie. Piszę ogólnie, bo to już nie chodzi o fejbukowe gry, co wciagnęły za bardzo, ale ogólnie. Jak nie "przelecę" wszystkich stron z "ulubionych" przynajmniej 2 razy dziennie, to jestem chora. Fora przejrzę sobie, kulinarne blogi obejrzę, żeby oczy nacieszyć. Wiadomosci obowiązkowo na serwisach informacyjnych, żeby ciśnienie podnieść (bo biologicznie mam za niskie). Ulubione blogi, żeby zobaczyć co u wirtualnych (lub nie) znajomych słychać. Pocztę sprawdzić czy coś oprócz spamu jest ciekawego. Jestem uzależniona i się do tego przyznaję. Nałóg nr 2 to słodkie. Nie piszę słodycze, bo generalnie musi być słodkie. Może być miód, mogą być słodkie owoce, ma być słodkie. Jak nie zjem to się trzęsę (dosłownie). Nałóg nr 3 - gadulstwo. Najgorszą karą dla mnie byłaby kara milczenia przez kilka dni. Nie potrafię. Muszę wszystko omówić, przegadać, żeby nabrało realnych kształtów. Choć znam takich co gadają więcej niż ja... no to wcale nie jest ze mną aż tak źle. Na odwyk się nie kwalifikuję. Telewizja mnie jeszcze uzależnia... jak wpadnę w ciąg filmowy to ciężko mi wyjść z niego o własnych siłach. Coby tu jeszcze... od telefonu uzależniona jestem okropnie, ale to chyba powiązane z nałogiem gadania. Fakt jest taki, że jak wyjde gdzieś i zapomnę telefonu, to czuję się jakbym wyszła nago. Dwa lata temu spędzałam urlop daaaaleko stąd. Telefon nie działał, bo opłaty roamingowe w tym kraju to rozbój w biały dzień. Przeżyłam 3 tygodnie, ale czułam się bardzo nieswojo. Z ulgą już po wylądowaniu włączyłam się do sieci. Więcej grzechów nie pamiętam... poprawy nie obiecuję...