Kategoria

Nowa Kategoria


sie 18 2010 Złota polska jesień pilnie wyczekiwana!
Komentarze: 2

Bliżej już do tej jesień niż dalej. Upały wymęczyły mnie okrutnie i jak nigdy dotąd cieszę się ze wszystkich oznak odchodzącego lata. Wczoraj widziałam już zbierające się bociany. Klekoczą, zbierają się w sejmiki i planują podróż. Czyli co? Koniec lata... Z drugiej strony jak pomyślę o długich zimnych wieczorach... no ale nie można mieć wszystkiego, czyli umiarkowanego ciepła, słonecznych dni...

Krzyż i zamieszanie wokół niego już mnie nie bawią. I chyba nie tylko mnie. Nawet sami obrońcy mocno ograniczyli swoją liczbę. Są jeszcze jakieś niedobitki (wczorajszy incydent z rzuceniem w tablicę słoikiem pełnym g...), ale ta ich działalność ma się ku końcowi tak jak to nasze piękne lato.

Słucham właśnie, że Solidarnościowcy nie zaprosili ani premiera ani prezydenta na swoje obchody rocznicowe. No i niech nie zapraszają! Po co mają się biedni premier i prezydent męczyć ze sztucznymi uśmiechami. Niech sobie świętują sami. Ich świeto ich prawo.

Skoro lato się kończy to i wakacje się kończą, tak? I dobrze. Dzieciaki pójdą do szkoły i przestaną wrzeszczeć mi pod oknami do późna. Ja tam nie mam nic przeciwko dzieciom, bo i moja wcale nie cichutka myszka jest, ale jak takie 6-7 latki biegają do 22.00 i drą się w niebogłosy, to w okolicach połowy sierpnia mam już dość.

sie 14 2010 piątek trzynastego strrrrraszliwy był......
Komentarze: 2

Straszliwy, bo po raz pierwszy chyba przekonałam się o tak ogromnym żywiole jakim jest przyroda. Nawałnica szalała okrutnie. Do domu weszliśmy dosłownie na 5 minut przed nią. Koszmar jakiś. Dziesiątki powalonych drzew, pozrywane dachy. Dziś droga do B. wyglądała jak po armagedonie. Drzewa połamane jak zapałki. Dobrze, że przez CB mobilki powiedziały, że jest przejezdna, bo pewnie nie zaryzykowalibyśmy tak w ciemno. W dzień 36 stopni... nie ma gdzie się schować. Część dnia zmarnowana na snuciu się po galeriach, bo tam chłodniej. A co ja kurna jakaś galerianka jestem?! Potem z samochodu nie chciało się wychodzić. Koszmarek jakiś...

Brawo dla BORu! Odseparowali tych oszołomów od krzyża. Teraz proszę wieczorkiem po cichu krzyżyk wywlec gdzieś w jakieś bardziej pasujące do symboli religijnych miejsce i po krzyku. I można było to zrobić od razu, a nie dopiero niby przed jutrzejszym świętem. Wstyd!

Pani Agnieszka Holland dosadnie o prezesiku. I bardzo dobrze. Należy mu się. Tylko nie wiem czy do niego to akurat trafi. Nienawiść i zacietrzewienie totalnie przesłoniło mu świat. Tylko przez ich pryzmat potrafi teraz oglądać to, co się dzieje dookoła. Tak gdzieś w głębi serca, to mi szkoda człowieka. No bo nie dość, że taka tragedia, to jeszcze teraz zmysły postradał. Żal...

sie 10 2010 niekonsekwencje w diecie, zakupy i nałogi...
Komentarze: 1

Kolejny przykład niekonsekwencji. Dieta Dukana poooooszła w cholerę. Niby próbuję jeszcze ostatkami ciągnąć, ale... łamę się niestety. Nie dam rady bez węglowodanów! Pieczywa nie trącam, ale cała reszta...

Będzie o nałogach. Bo mam. Każdy jakieś ma. I wcale nie trzeba chodzić non stop z papierosem w ustach żeby przykleić sobie etykietkę: nałogowiec. Ja mam kilka... po pierwsze internet. Uzależniona jestem okrutnie. Piszę ogólnie, bo to już nie chodzi o fejbukowe gry, co wciagnęły za bardzo, ale ogólnie. Jak nie "przelecę" wszystkich stron z "ulubionych" przynajmniej 2 razy dziennie, to jestem chora. Fora przejrzę sobie, kulinarne blogi obejrzę, żeby oczy nacieszyć. Wiadomosci obowiązkowo na serwisach informacyjnych, żeby ciśnienie podnieść (bo biologicznie mam za niskie). Ulubione blogi, żeby zobaczyć co u wirtualnych (lub nie) znajomych słychać. Pocztę sprawdzić czy coś oprócz spamu jest ciekawego. Jestem uzależniona i się do tego przyznaję. Nałóg nr 2 to słodkie. Nie piszę słodycze, bo generalnie musi być słodkie. Może być miód, mogą być słodkie owoce, ma być słodkie. Jak nie zjem to się trzęsę (dosłownie). Nałóg nr 3 - gadulstwo. Najgorszą karą dla mnie byłaby kara milczenia przez kilka dni. Nie potrafię. Muszę wszystko omówić, przegadać, żeby nabrało realnych kształtów. Choć znam takich co gadają więcej niż ja... no to wcale nie jest ze mną aż tak źle. Na odwyk się nie kwalifikuję. Telewizja mnie jeszcze uzależnia... jak wpadnę w ciąg filmowy to ciężko mi wyjść z niego o własnych siłach. Coby tu jeszcze... od telefonu uzależniona jestem okropnie, ale to chyba powiązane z nałogiem gadania. Fakt jest taki, że jak wyjde gdzieś i zapomnę telefonu, to czuję się jakbym wyszła nago. Dwa lata temu spędzałam urlop daaaaleko stąd. Telefon nie działał, bo opłaty roamingowe w tym kraju to rozbój w biały dzień. Przeżyłam 3 tygodnie, ale czułam się bardzo nieswojo. Z ulgą już po wylądowaniu włączyłam się do sieci.  Więcej grzechów nie pamiętam... poprawy nie obiecuję...