Najnowsze wpisy


lis 29 2010 senny dzień
Komentarze: 1

Nie pomaga ani duża dawka kofeiny, ani jakieś "dopalacze" z apteki w postaci plussszów i innych podobnych. Głowa ciężka jak cholera i już prawie prawie leże na biurku... Życie urzędnika to ciągla walka - przed 10.00 z głodem a po 10.00 ze snem. I dziś ja sie czuję modelową urzędniczką! A nawet lepiej, bo walczę od rana. 

Gorączka powyborcza jeszcze mi nie spadła i nadal cholernie mi wstyd. I to wcale nie za tych co kupują głosy, ale za tych co biorą te pieniądze. Trudno mi się pogodzić z "oczywistymi oczywistościami" rządzącymi światem.

A z wczorajszego wieczora polecam film "Moon". Ciekawy pomysł na film. Może nie perfekcyjnie zrealizowany, ale warto poświęcić kilkadziesiąt minut. Na dziś zostawiłam sobie "Pogrzebany". Ciekawa jestem czy da się nakręcić film tak bardzo ograniczony co do miejsca akcji...  

lis 23 2010 nareszcie
Komentarze: 0

Skończyła się parada głupoty. Częściowo, bo druga tura przede mną. Skala jednak już znacznie mniejsza. Wnioski? Powinnam żyć w innych czasach, bo wierzyłam, że jednak są rzeczy święte, że wolne wybory są naprawdę wolne i zgodne z prawem, że nikt nie podniesie ręki na demokrację, o któą tak walczyliśmy. Naiwniara! Pewnie większe miasta są jakoś tak trudniejsze do ogarnięcia. W małych miasteczkach proszę Państwa króluje kupowanie głosów, machloje, przekupstwa różnorakie, ustawianie wyników. Koniec ze złudzeniami. I po cholerę walczyliśmy o tę demokrację i wolne wybory? Że niby mamy na coś wpływ? Bzdura! Idealistom (w tym mojej skromnej osobie) już dziękujemy!

lis 18 2010 jesienne smuteczki i smutasy
Komentarze: 3

Nie wiem dlaczego z roku na rok coraz gorzej mi przechodzić przez te ohydne miesiące "niewiadomojakie". Listopadowe przedłużające się wieczory i popołudnia dobijają. Po powrocie z pracy mam ochotę tylko zakopać się w mysiej dziurze lub zniknąć tak skutecznie, żeby nikt mnie nie widział i nic ode mnie nie chciał. Rodzina cierpi na tym ostatnio okrutnie. A ja nie potrafię się zmobilizować.

Polityka daje w kość bardziej niż kiedykolwiek. Wybory samorządowe tuż tuż. Jeśli gdzieś w zakamarku mojego umysłu tliła się jeszcze iskierka nadziei, że są porządni, bezinteresowni społecznicy jeszcze na tym świecie, to właśnie teraz jedna wielka banda kandydatów mi tę iskierkę zdmuchnęła brutalnie. Krew mnie zalewa jak na to patrzę, słucham programów... pójdę pewnie w niedzielę oddać swój głos, bo potem nie będę miała prawa narzekać, jeśli nie wzięłabym udziału w głosowaniu, ale... mój wybór będzie raczej podyktowany innymi niż programy wyborcze pobudkami. Zastanawiam się komu dać możliwość dorobienia do pensji. Komu bardziej się przyda... zaczynam myśleć tylko takimi kategoriami. Smutne? Być może, ale nie będę sama siebie oszukiwać, że ktokolwiek cokolwiek zmieni. Nie tu, nie teraz, nie z tymi ludźmi. Dzięki Ci Boże, że powstrzymałeś mnie przed uczestnictwem w tym cyrku!

wrz 28 2010 właściwie o niczym
Komentarze: 2

Wcale nie będzie nic o katastrofie. I o krzyżu też ani słowa. Nawet o wypadku pod Berlinem nic nie napiszę. I w ogóle zero narzekania na politykę dużą i małą. A zwłaszcza na tę małą, co to jej coraz więcej w skrzynkach na listy. Mogę o pogodzie na przykład, co to robi się wybitnie "butelkowa" jak mawiają różni tacy... Mogę jeszcze o groźnej chorobie objawiającej się u mnie ostatnio zwanej "nicniechcienizmem". No ale nawroty tej choroby mam co roku we wrześniu, ewentualnie w październiku i kończą się dopiero w okolicach kwietnia, więc nie ma co się dziwić, że i w tym roku mnie dopadła. Lada dzień również dołączę do zasmarkanych i zakaszlanych, bo nie ma takiej opcji, żebym utrzymała się w tym siedzlisku wirusów jakim jest miejsce mojej pracy obecnie. Wszyscy kichają i prychają i na nic moje polecenia służbowe udania się na zwolnienie lekarskie. Pracusie cholera!

sie 26 2010 i po lecie!
Komentarze: 2

Świadomość kończącego się lata wbrew pozorom... sprawia mi radość. I nawet jeżeli gdzieś tam głęboko snuje się smutek z przemijalności i pędzącego czasu, to jednak "tu i teraz" zwycięża. Skończą się upały, skończą się wrzaski pod oknami, skończą się powtórki w telewizji, do kin wejdą nowe filmy... i tylko sezon smarkania i kaszlenia mnie wcale nie cieszy. Jak pomyślę, że zacznie się za kilka dni i skończy dopiero w okolicach maja, to zalewa mnie jasna cholera. I jestem święcie już przekonana, że to wcale nie moje słabowite dziecko ma taką gównianą odporność, tylko nienormalni rodzice puszczający chore dzieci do szkół i przedszkoli są temu winni. Patrzeć nie mogę na te kaszlące jak zarażeniu gruźlicą dzieci i ręce opadają jak dziecko jest jednego dnia zabierane przez rodzica z wysoką temperaturą, a kolejnego dnia przyprowadzane do przedszkola. Argument, że się pracuje i nie ma co z dzieckiem zrobić mnie nie przekonuje. Trzeba było pomyśleć o tym zanim to dziecko się pojawiło! A przedszkole czy szkoła to nie jest przechowalnia, gdzie można "zepsute" dziecko przetrzymać. Wszyscy się boją brać zwolnień i wszyscy tak robią. I właśnie dlatego te zwolnienia są tak źle odbierane przez pracodawców. Bo sami ich do tego przyzwyczailiśmy, że zwolnienia są "be". Bo jakby wszyscy brali, to byłoby to normalne. Bo szef, dyrektor czy kierowniczka też często są rodzicami i ich dzieci też chorują. Wrrr...